Marzył mi się wyjazd trakcie długiego majowego weekendu, ale chciałam wydać jak najmniej pieniędzy. Niestety, jest to termin, w którym większość ludzi podróżuje i ceny podskakują, więc najlepiej wszystko zaplanować ze sporym wyprzedzeniem. Niestety jest to moja słaba strona, ale nie zawsze stanowi to przeszkodę. Mi w końcu udało się zorganizować tani, dość późno zorganizowany i udany wyjazd.
Początkowo, nie miałam nawet pomysłu, gdzie chcę jechać, co z jednej strony stanowiło problem, ale z drugiej otwierało nowe możliwości – można było jechać tam, gdzie wychodziło najtaniej. Tym razem wyjątkowo próbowałam zorganizować coś wcześniej, ale mi się nie udało. Już od grudnia sprawdzałam noclegi w różnych miejscach, ale nie mogłam znaleźć nic taniego. I tak zeszło do kwietnia, a ja nadal nie miałam nic zaplanowanego. Wtedy stwierdziłyśmy z koleżanką, że noclegu w dużych miastach nie ma sensu szukać i rozejrzymy się za czymś blisko morza w rozsądnej cenie. I udało się znaleźć tani nocleg w Koszalinie. Pozostało jeszcze zorganizować dojazd. Postanowiłyśmy kupić bilet weekendowy i zwiedzić kilka miejscowości.
W końcu nadszedł dzień wyjazdu. Jak to bywa z podróżami po Polsce, pociąg miał godzinne opóźnienie, ale udało się dojechać na miejsce. Następnie szybko się zakwaterowałyśmy, ogarnęłyśmy po podróży, naładowałyśmy baterie w telefonie i wyruszyłyśmy w drogę. Na początku pojechałyśmy do Słupska. Na miejscu okazało się, że jest już tylko jeden pociąg do Ustki, więc ruszyłyśmy dalej, a Słupsk postanowiłyśmy zwiedzić w drodze powrotnej do Koszalina.
Ustka to małe nadmorskie miasto, które niewątpliwie ma swój urok. Spędziłyśmy tam koło 3 godzin, z czego część czasu poświęciłyśmy na obiad, więc nie zdążyłyśmy dużo zobaczyć. Głównie zwiedzałyśmy starą część Ustki, która mnie bardzo urzekła.
Uliczki i domki w tej dawnej wiosce rybackiej naprawdę robią wrażenie, ale największym skarbem Ustki jest plaża. Warto więc pospacerować wzdłuż morza – nawet, gdy wieje wiatr i jest chłodno.
W czasie spaceru można przejść się po falochronie, na którym znajduje się pomnik syrenki. Zgodnie z informacją zamieszczoną obok, potarcie biustu syrenki przyniesie szczęście. Jak widać chętnych nie brakuje 🙂
Następnie podziwiałyśmy latarnię morską w pobliżu plaży, która oświetla drogę statkom na odległość ok. 30 km. Została ona wpisana do rejestru zabytków w 1993 roku.
Obok latarni morskiej znajduje się pomnik „Ludziom Morza” poświęcony wszystkim anonimowym osobom, które zginęły w wodach Bałtyku w czasie wykonywania swoich zadań. Powstał on w wyniku inicjatywy społecznej w 2002 roku i wiąże się z nim miejsca legenda – dzień przed jego odsłonięciem została ścięta głowa matki. Na szczęście szybko naprawiono pomnik, ale do dziś nie wiadomo, kto i dlaczego to uczynił, a teorii na ten temat jest mnóstwo.
Po kilku godzinnym spacerze pojechałyśmy autobusem do Słupska (pociągi do Ustki kursowały tylko 2 razy dziennie), w którym było nieco więcej spacerowałyśmy.
W samym centrum miasta przy placu Zwycięstwa znajduje się zabytkowy ratusz przyciągający uwagę turystów. Warto zwrócić uwagę, że jako jeden z nielicznych w Polsce zachował swój oryginalny wystrój i klimat. Niektórzy twierdzą, iż jest to najładniejszy urząd miejski na całym pomorzu. Nie widziałam wszystkich, więc trudno mi stwierdzić, czy to prawda, ale muszą przyznać, że słupski ratusz rzeczywiście robi wrażenie.
Po przeciwnej stronie placu zwycięstwa znajduje się Nowa Brama. To jedna z trzech głównych średniowiecznych bram, która w przeszłości zamykała wjazd do miasta. W latach 1910-1959 przez jej wrota przejeżdżały słupskie tramwaje. Za bramą nadal znajduje się zabytkowy pojazd. Współcześnie znajduje się w niej Galeria Pracowni Sztuk Plastycznych.
Jeżeli będziemy szli dalej cały czas prosto, dotrzemy do Kościoła Mariackiego. To największa świątynia w Słupsku pochodząca z XV wieku. Ciekawostkę stanowi fakt, że jest on zorientowany geograficznie – w środku ołtarz umieszczony jest po stronie wschodniej, wieża – po zachodniej, a linia symetrii nawy głównej przebiega w osi Wschód-Zachód.
Zmierzałam cały czas prosto aż dotarłam do rzeki Słupi, po drugiej stronie znajdował się kolejny budynek, który przyciąga uwagę, czyli Starostwo Powiatowe wybudowane w 1903 roku.
Wędrując wzdłuż rzeki dochodzimy do Baszty Czarownic powstała w XV wieku. W XVII wieku zaczęła pełnić funkcję więzienia dla kobiet – stąd wzięła się jej nazwa. Archiwalne źródła przekazują, że stracono tam 18 kobiet, a ostatnią była Trina Papisten, którą spalono na stosie w 1701 roku. Obecnie w Baszcie znajduje się trzypoziomowa galeria sztuki.
Następna po drodze jest Brama Młyńska, w której obecnie znajduje się pracownia konserwatorska Muzeum Pomorza Środkowego. Przylega do niej najwyższy z zachowanych w Słupsku fragment muru obronnego. Obok Bramy stoi Spichlerz Richtera, który został wybudowany w II poł. XIX wieku. Obecnie znajduje się w nim sala wystaw czasowych Muzeum Pomorza Środkowego oraz stylowa herbaciarnia.
Na końcu mojej trasy znajdował się Zamek Książąt Pomorskich, w którym mieści się Muzeum Pomorza Środkowego. Szczerze mówiąc, budynek trochę mnie rozczarował, ponieważ oczekiwałam czegoś innego.
Obok Zamku znajduje się Młyn Zamkowy, który stanowi przykład najstarszego budownictwa przemysłowego w Polsce.
Na koniec kilka zdjęć murali miejskich, które bardzo mi się spodobały.
Ze Słupska wróciłyśmy do Koszalina, gdzie miałyśmy zarezerwowany nocleg. Kolejne dni opiszę w następnym poście.
Zobacz też:
https://zusmiechemprzezswiat.pl/2017/05/05/nadmorska-przygoda-cz-ii/
https://zusmiechemprzezswiat.pl/2017/05/07/nadmorska-przygoda-cz-iii/